|
www.pollityczni.fora.pl Niezależne młodzieżowe forum polityczne.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tom
Administrator
Dołączył: 21 Paź 2007
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:27, 26 Paź 2007 Temat postu: Leszek Balcerowicz - kontrowersyjna postać |
|
|
Zauważyłem, że w poszczególnych postach przewija się nazwisko p. Balcerowicza. Jedni go chwalą, inni znów nie. Sądzę, że warto poznać kilka faktów z jego życia, oraz opinie innych, wykształconych i znających się na temacie ludzi.
Swego czasu czytałem w Naszym Dzienniku taki oto wywiad...
Koniec ery Balcerowicza
Rozmowa z prof. Jerzym Żyżyńskim, ekonomistą, wykładowcą na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego
Ostatnio w centrum sporu politycznego stanął prezes NBP Leszek Balcerowicz - przez jednych wychwalany jako "twórca cudu gospodarczego", przez innych oskarżany o wszystkie klęski: bezrobocie, zapaść gospodarczą. Dlaczego właśnie on?
- Balcerowicz jest symbolem radykalnych zmian, przejścia z jednego systemu do drugiego. Niektórzy nawet twierdzą, że wyprowadził nas z komunizmu, a wprowadził do kapitalizmu...
Czy jest tylko symbolem, czy twórcą tych przemian?
- Raczej symbolem. Twórcą nie jest. Był po prostu odważnym człowiekiem, który wziął na siebie tę trudną misję w roku 1989.
A może nie tyle odważnym, ile pozbawionym skrupułów?
- Tak to wygląda w opinii publicznej. Był zwykłym adiunktem na SGPiS (obecnie SGH), miał wiedzę taką jak my wszyscy - wszyscy byliśmy niedouczeni, skazani na eksperymenty, bo żadna teoria naukowa nie opisywała sposobu przejścia od socjalizmu do kapitalizmu. Trzeba było kierować się bardzo głębokim zrozumieniem ekonomii i swego rodzaju głęboką intuicją, a tej, jak uważam, on nie miał. Podstawowy błąd, jaki popełniono - i to się teraz na nim mści - to to, że powierzono tak poważne zadanie opracowania i realizacji transformacji jednemu człowiekowi, dając mu nieograniczoną władzę. Trzeba było raczej stworzyć swego rodzaju "trust mózgów" czy "radę mędrców". Byłaby ona z pewnością bardziej rozważna w swoich decyzjach niż jeden człowiek z gromadą kolegów, także spoza Polski. Jeffrey Sachs, amerykański ekonomista, i inni amerykańscy doradcy Balcerowicza tak na prawdę nie mieli pojęcia, co robią. Popełnili całą masę błędów. Tak zwana reforma Balcerowicza od początku była sprzeczna z moimi intuicjami. Na przykład, miałem inną koncepcję prywatyzacji. Uważałem, że prywatyzować powinno się nie przez sprzedaż przedsiębiorstw, lecz wprowadzając mechanizm rozwoju poprzez dofinansowanie prywatne. Nie sprzedawać, ale umożliwiać przedsiębiorstwom powiększanie majątku poprzez inwestycje prywatne, stopniowe przechodzenie na własność prywatną, w tym poprzez prywatyzację na rzecz pracowników itd. Pisałem artykuły na ten temat, występowałem podczas seminarium w PAN, ale przedstawiciele Ministerstwa Przekształceń Własnościowych nie raczyli nawet przyjść, ponieważ programowo lekceważyli koncepcje inne niż własne...
Do połowy lat 90. w mediach nie miał prawa pojawić się nawet cień opinii krytycznej na temat polityki Balcerowicza.
- Zadania transformacji podjęli się stosunkowo młodzi ludzie - pokolenie czterdziestolatków, niedoświadczeni, ale nacechowani olbrzymią pychą. Nie dopuszczali absolutnie nikogo innego.
Skąd się wzięli w Polsce adepci neoliberalnej szkoły ekonomii? Przecież w socjalistycznych uczelniach nie szkolono ludzi w tym zakresie.
- Jeśli z dnia na dzień przechodzimy z jednej logiki ekonomicznej na inną, to pojawia się pokusa szukania prostych rozwiązań. Koncepcja neoliberalna, która przyjmuje, że "rynek wszystko załatwi", okazała się bardzo ponętna. Mechanizmy rynkowe, gdy się o nich czyta w książkach, są czyste, logiczne, eleganckie...
...i bezpieczne, bo odpowiedzialności nie ponosi człowiek, lecz rynek.
- Ludzie, którzy nie rozumieją realiów ekonomicznych, chętnie poddają się tej prostej logice. Stąd mamy np. Centrum im. Adama Smitha. "Adam Smith wielkim ekonomistą był", jak to się mówi, ale jego wyznawcy zapominają o tym, że wierzył w prawa naturalne, przyjmował, że istnieje prawo dane od Boga i są przykazania Boże, które ludzie powinni respektować. To było elementem jego obrazu świata. Smith, oprócz tego, że napisał książkę "O bogactwie narodów", jest też autorem traktatu o moralności zatytułowanego "Teoria uczuć moralnych".
Nie słyszałam, aby ktokolwiek w Centrum im. Adama Smitha zajmował się moralnością...
- Smith, jak się uważa, był nie tyle ekonomistą, ile raczej politykiem i filozofem (tak twierdzą naprawdę wybitni ekonomiści). Stworzył teorię pasującą do realiów XVIII wieku, w którym żył. Jako ciekawostkę podam, że Smith - o czym się dzisiaj zapomina - był za kontrolą stóp procentowych, za kontrolą lichwy. A dzisiaj ci wielbiciele Adama Smitha atakują ustawę, której celem jest ograniczenie nadmiernej stopy procentowej! Widać traktują jego poglądy wybiórczo (jak marksiści Marksa). To są ludzie, którzy - z powodu niedouczenia - uprościli sobie rzeczywistość, poddali się prostej konstrukcji logicznej, która jest może piękna, ale oderwana od rzeczywistości. I wydawało im się, że ta logika zastąpi dobre rządzenie. A dobre rządzenie wymaga decyzji przemyślanych, odniesionych do rzeczywistości, wymaga zrozumienia człowieka i złożoności tej rzeczywistości. A tego zabrakło. Ja też nie wszystko wtedy rozumiałem, toteż nie miałbym śmiałości samodzielnie porywać się na takie zadanie. Jedyną zaletą Balcerowicza było to, że miał dość pewności siebie, co zdarza się często u osób niedoświadczonych. Lepiej było powołać ów trust mózgów. To nieprawda, że w Polsce byli tylko marksistowscy ekonomiści. Byli też praktycy - Polonusi, którzy chętnie by przyszli i pomogli.
Błędy Balcerowicza w polityce finansowej były bardziej lub mniej dyskusyjne. Natomiast jego błędem kardynalnym, bezdyskusyjnym, była technika prywatyzacji. Polegała na tym, że oddawano zakłady za grosze, byle jak najszybciej stały się prywatne. Na początek przyjęto założenie, że Polacy nie mają kapitału, a to nieprawda - nie mieli tylko kapitału finansowego, bo nie mogli mieć. Zresztą, sam Balcerowicz zniszczył bazę dla kapitału finansowego, likwidując realny poziom oszczędności, dewaluując je, podczas gdy te środki można było uruchomić na prywatyzację. Ale pomijając to - podstawowy błąd prywatyzacji polegał na tym, że sprzedawano przedsiębiorstwa ich zagranicznym konkurentom. A przecież wiadomo, że konkurent może dokonać wrogiego przejęcia i albo zamknie firmę, albo przekształci na magazyn czy ograniczy produkcję. Jakim trzeba być naiwnym, by wierzyć, że taki zagraniczny inwestor dokapitalizuje polskie przedsiębiorstwo. To były imaginacje, choć trzeba przyznać, że gdzieniegdzie uczciwy inwestor zagraniczny rzeczywiście się trafiał.
Polacy mają też wielki żal do Balcerowicza o sposób, w jaki zdusił hiperinflację...
- To jego kolejny błąd - założenie, że walczymy z inflacją poprzez ograniczenie dochodów ludzi. Co to jest inflacja? Inflacja bierze się stąd, że popyt przewyższa możliwości podaży dóbr ze strony gospodarki, dlatego inflację można zwalczać przez ograniczenie popytu. I taką drogę wtedy przyjęto. Jedną z metod było "produkowanie" bezrobocia, bo jak ludzie nie mają pracy, to nie mają też pieniędzy i popyt maleje. No i podwyższanie stóp procentowych, by ograniczać kredyt. Na całym świecie wiadomo, że wysokie stopy hamują rozwój, tymczasem Polska ma być takim dziwnym krajem, ewenementem w skali światowej - wysoki poziom stóp u nas nie szkodzi, a wręcz sprzyja rozwojowi... Przecież to oczywisty nonsens!
Prezes Balcerowicz mawia, że jest twórcą prawdziwego polskiego pieniądza - stabilnego, twardego i wymienialnego na inne waluty...
- To prawda, że pieniądz jest twardszy niż był, ale co z tego, że mamy pieniądz, jeśli nie mamy mocnej gospodarki? Mocny pieniądz jest dobry wtedy, gdy jest dobra gospodarka. To żadna sztuka zwalczyć inflację i stworzyć mocny pieniądz, jeżeli się to realizuje poprzez redukowanie dochodów ludzi, redukowanie gospodarki i redukowanie popytu...To prosty, mechaniczny zabieg! Sztuką byłoby stworzyć mocny pieniądz, wzmacniając jednocześnie gospodarkę zamiast redukować popyt, wzmocnić podaż i w ten sposób zdusić inflację.
W jaki sposób można to było wtedy zrobić?
- Na pewno nie przez rujnowanie mocy wytwórczych, a tak działo się na początku lat 90.
Ale nasza gospodarka była podobno niekonkurencyjna. Owszem, był popyt, ale na towary lepszej jakości, zachodnie, importowane.
- Skąd się bierze dobra gospodarka? Przede wszystkim z inwestycji, nowych technologii i inwestowania w naukę. Ekipie Balcerowicza wydawało się, że jak sprzedamy gospodarkę zagranicznym inwestorom, to będą te nowe technologie. Ale tamci często nie mieli w tym interesu. Jeśli coś sprowadzali, to stare technologie, na Zachodzie wycofywane, albo niszczące środowisko.
Drugie wejście Balcerowicza miało miejsce za rządów koalicji AWS - UW. Był wtedy ministrem finansów. Jak zapisał się w polskiej gospodarce?
- Sądzę, że więcej zaszkodził gospodarce, będąc ministrem w rządzie Buzka, niż obecnie - gdy jest prezesem NBP. Popełnił przede wszystkim jeden kardynalny błąd - schłodził gospodarkę, która już szła do przodu. Dlaczego? Bo mu się wydawało tak: rosną kredyty, wobec tego będzie większy popyt, a jak popyt, to zagrożenie inflacją, wobec tego trzeba wyhamować. Zdecydowała obsesja antyinflacyjna.
A czy nie groziła nam wtedy inflacja? Ekonomiści twierdzą, że ten sam problem ma obecnie Litwa - gospodarka tak się rozpędziła, że skoczyła inflacja.
- Litwa popełniła szereg innych błędów, np. wpuściła się w podatek liniowy. Nie można mechanicznie przenosić jednej sytuacji na drugą. Wtedy schłodzenie polskiej gospodarki było błędem. Wydaje się, że u jego podstaw legło niezrozumienie podstawowej rzeczy: że należy brać pod uwagę fakt, iż nasza gospodarka funkcjonuje w otoczeniu innych, mocniejszych gospodarek. Państwo i instytucje publiczne, jeśli funkcjonują w otoczeniu rynku, który określa ceny, muszą zapłacić cenę rynkową za dostarczane dobra. Jeśli z kolei państwo znajduje się w otoczeniu mocnych gospodarek, zwłaszcza po wejściu do UE, to zagrożenie inflacją jest mniejsze, bo nie ma dużego marginesu na wzrost cen. Konsekwencje nieliczenia się z otoczeniem gospodarczym widzimy np. w służbie zdrowia. Bardzo poważnym błędem Balcerowicza jako ministra finansów było nakłonienie premiera Buzka i parlamentu do wprowadzenia zaniżonej składki na finansowanie służby zdrowia.
Pamiętam te dyskusje. Niektórzy posłowie ostrzegali, że służba zdrowia popadnie w długi, że deficyt finansowy będzie narastał...
- To była taka filozofia: damy im mniej pieniędzy, to się zreorganizują, zrestrukturyzują... Poważny ekonomista nie może takich rzeczy robić! Musi rozumieć, że sektor służby zdrowia funkcjonuje w otoczeniu rynku, który oferuje pewną cenę za określone usługi, a ponadto w otoczeniu gospodarki UE, która oferuje za pracę lekarza dziesięć razy tyle, co w Polsce.
Czyli w ekonomii niczego nie da się zamieść pod dywan. Jeśli służba zdrowia jest trwale niedofinansowana, to lekarze i pielęgniarki uciekają pracować za granicę, a my tracimy pieniądze publiczne wydane na ich wykształcenie.
- Oczywiście. Gdzie indziej te rzeczy zrozumiano, bo np. składka na ochronę zdrowia na Słowacji wynosi 13,7 proc., w Czechach - 13,5, na Węgrzech i w Rumunii - 14 proc. Czy Polska jest takim dziwnym krajem, jakimś wyjątkiem, że nie byłoby nas stać na taką składkę? Przecież nie. Jak najbardziej moglibyśmy taką składkę płacić, ale do tego trzeba by dostosować system podatkowy. Uważam, że najbiedniejsi powinni płacić wyłącznie składkę zdrowotną, ich podatek byłby więc na poziomie np. 14 proc., a bogatsi mogliby płacić stopniowo coraz wyższe stawki, tworząc w ten sposób fundusze na finansowanie różnych obszarów działalności sektora publicznego.
U nas używano argumentu, że wyższa składka nadmiernie obciąży gospodarkę, czyniąc ją niekonkurencyjną...
- To jest nieprawda! Po pierwsze, jeżeli coś tyle kosztuje, to trzeba za to zapłacić. Nie może ekonomista takich rzeczy nie rozumieć. Zaniżenie składki na zdrowie to był błąd Balcerowicza dyskwalifikujący go jako profesjonalistę i ekonomistę. Płaca lekarza powinna przynajmniej dwukrotnie wzrosnąć. Oczywiście niektórzy sobie radzą, ale nie można z jednostkowych przykładów czynić reguły. To samo dzieje się w szkolnictwie wyższym: profesor też jakoś sobie radzi, bo powstało wiele szkół prywatnych, gdzie może dorobić.
Ale wskutek tego, zamiast zajmować się rozwijaniem nauki, musi ganiać za dodatkowym zarobkiem. To są też konkretne straty dla gospodarki. A po drugie, konkurencyjność gospodarki zależy od opodatkowania robotników i średnich kadr, oni zatem winni płacić niski podatek, który powinien stopniowo rosnąć, jak to się dzieje w innych cywilizowanych krajach.
Każdy minister finansów zapyta jednak: skąd wziąć pieniądze na podwyżki? Polska jest biedna.
- Bo ją zrobiono biedną. To nieprawda, że nie ma tych pieniędzy. One są.
A gdzie są?
- Nie do końca to wiemy, ale pierwsza podstawowa kwestia jest taka, że ta cała filozofia walki z inflacją przez obniżanie dochodów doprowadziła do tego, że wynagrodzenia polskiego pracownika są ok. 6-7 razy niższe niż w UE. Ceny też są niższe, ale nie aż tak bardzo. A więc realne dochody Polaków są dużo mniejsze niż w innych krajach europejskich. Skąd państwo może zebrać fundusze na swoje funkcjonowanie? Tylko obciążając te wynagrodzenia poprzez nałożenie podatku - albo bezpośrednio na te wynagrodzenia, albo na ceny towarów, albo na przedsiębiorstwa. Jeżeli wynagrodzenia są niskie, to fundusze, które musimy ściągnąć, sprawiają, że ten narzut jest relatywnie wysoki, sięga na przykład 40 proc. płacy. Gdyby jednak płaca była większa, to obciążenie różnymi podatkami i składkami stanowiłoby nie 40 proc. wynagrodzenia, a np. 20. Sumaryczne koszty pracy (tzn. płace plus ten narzut podatkowy) są przecież w Polsce bardzo niskie.
Trzeba więc zapytać: co się dzieje z tymi pieniędzmi, które wypracowała nasza gospodarka? Otóż w postaci kolosalnych zysków oraz innych ukrytych transferów idą one za granicę! Firmy zagraniczne transferują swoje zyski m.in. przez zwiększanie kosztów w Polsce (np. kosztów personelu, doradztwa, komponentów sprowadzanych z firm macierzystych). Są to tzw. ceny transferowe. Nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego skontrolować. Ale efekt tych przepływów widać jak na dłoni w bilansie płatniczym kraju. Na przykład, w ostatnich latach w bilansie bieżącym w pozycji dochody widoczny jest odpływ rzędu 11 mld USD, tj. ok. 30 mld zł! To tyle, ile zgarnia NFZ na finansowanie służby zdrowia. Takie kwoty w ostatnich latach wypłynęły z Polski za granicę. Na te dochody składają się dochody majątkowe, odsetki od kapitału i wynagrodzenia pracowników z innych krajów. Ujemny stan tej pozycji rachunku bieżącego świadczy o tym, że podmioty zagraniczne realizują zyski z majątków objętych w toku prywatyzacji, transferują za granicę dywidendy, odsetki, wynagrodzenia pracowników. Ten proces przybrał w ostatnich latach na sile. O ile w roku 2000 był to wypływ rzędu ok. 1,5 mld USD, o tyle w 2004 r. mamy już 11,4 mld USD, podobnie w 2005 - ok. 11 mld USD. A więc bilans płatniczy pokazuje, że 11 mld USD rocznie wypływa z naszej gospodarki. Wygląda na to, że walka o niskie podatki, toczona w Polsce poprzez media i z pomocą nieodpowiedzialnych polityków, ma spowodować, iż oni mniej zostawią państwu polskiemu.
Jak to odbija się na społeczeństwie?
- Społeczeństwo pracuje na innych, a ci zarabiają, wywożą do siebie i powiększają swój dobrobyt. To logiczne. Jest i druga część tego bilansu - rachunek finansowy.
Proszę wyjaśnić, co to znaczy.
- Jest to bilans przepływów kapitałowych (m.in. inwestycje bezpośrednie i portfelowe). I znów - ciekawostka. Saldo inwestycji bezpośrednich w 2004 r. wyniosło prawie 12 mld USD, a w roku 2005 - tylko 7,5 mld. Tyle wynosi saldo, tzn. bilans inwestycji polskich za granicą i zagranicznych w Polsce. Samych inwestycji zagranicznych było 12,6 mld USD w roku 2004, a 8,7 mld w roku 2005. To znaczy, że inwestycje bezpośrednie spadły mniej więcej o 1/3. Drugą część rachunku stanowią inwestycje portfelowe kapitału zagranicznego - w polskie papiery dłużne, papiery wartościowe. I tutaj się okazuje, że nasze pasywa, czyli zobowiązania z tego tytułu, stanowią 11 mld w 2004 i ponad 15 mld USD w 2005 r.!
Czyli rośnie zadłużenie Polski, które trzeba będzie latami spłacać.
- Po to inwestują w obligacje, aby zarabiać. I te zarobki potem wypływają jako dochody majątkowe i zyski z inwestycji portfelowych.
Finansiści tłumaczą, że to swobodny przepływ kapitału i niewidzialna ręka rynku...
- Jednym z podstawowych elementów współczesnej wiedzy ekonomicznej jest to, że rynek jest zawodny. Ma cały szereg wad. Joseph Stiglitz, wybitny ekonomista amerykański, dostał Nagrodę Nobla za swój wkład w wyjaśnienie zawodności rynku przy pomocy zjawiska tzw. asymetrii informacji. Chodzi o to, że uczestnicy rynku nie mają jednakowego dostępu do informacji o rzeczywistości. Ekonomista musi wiedzieć, że rynek jest zawodny i wymaga interwencji państwa, np. kontroli ze strony instytucji nadzoru bankowego.
Prezes Balcerowicz jednak skarży się w całej Europie, że jakakolwiek ingerencja w nadzór bankowy to zamach na niezależność NBP.
- To kolosalne nieporozumienie. Przecież nikt nie ingeruje w sferę niezależności banku centralnego, mianowicie w jego politykę pieniężną. Rada Polityki Pieniężnej podejmuje decyzje i jest niezależna. Co innego kwestia nadzoru bankowego, ale to nie ma nic wspólnego z niezależnością NBP. Dlaczego nadzór nad bankami jako podmiotami, które funkcjonują w gospodarce, nie miałby pozostawać w gestii rządu? Przecież ustawa przyznaje rządowi miejsca w nadzorze bankowym. Nie ma żadnych podstaw, by twierdzić, że jakieś szczególne uprawnienia w tym zakresie przysługują szefowi NBP, poza tym, że jest przewodniczącym ciała kolegialnego, jakim jest Komisja Nadzoru Bankowego.
A więc jest Balcerowicz niejako uzurpatorem, kiedy skarży się w europejskich instytucjach na polski rząd?
- Nie ma absolutnie żadnych podstaw, aby twierdzić, że ktoś narusza niezależność banku centralnego. Bank centralny funkcjonuje w innej sferze - w sferze polityki pieniężnej i emisyjnej - i nie słyszałem, aby ktokolwiek to podważał. Co więcej - wprowadzenie jako kryteriów polityki pieniężnej takich wskaźników, jak poziom bezrobocia czy wzrost gospodarczy, też nie jest naruszeniem niezależności NBP. Zmiana kryteriów nieco zmniejszy elastyczność prezesa NBP i zwiększy jego odpowiedzialność. To tak, jakby powiedzieć mu: masz walczyć z inflacją, biorąc pod uwagę poziom bezrobocia i stan gospodarki. To samo można robić na różne sposoby: można ograniczać inflację, redukując dochody, redukując kredyt, zwiększając stopy procentowe, ale można też pomyśleć o innych działaniach.
Czy zadania Europejskiego Banku Centralnego są tak samo sformułowane jak w Polsce?
- Europa przyjęła model po Bundesbanku. Bank centralny ma być niezależny, a jedynym celem polityki pieniężnej jest walka z inflacją. Jednak system bankowości niemieckiej działał na innych zasadach niż bankowość liberalna. Banki niemieckie były silnie powiązane z gospodarką, miały udziały w przedsiębiorstwach. To całkiem inny system bankowy niż w Wielkiej Brytanii czy USA. W Stanach Zjednoczonych były próby wyłączenia z obowiązków banku centralnego (FED) dbałości o bezrobocie i ograniczenia jego roli wyłącznie do walki z inflacją. Na szczęście prezydent Clinton wraz z prof. Stiglitzem zdołali je zablokować. Stiglitz opisuje to w swojej książce pt. "Globalizacja". FED ma więc nadal w statucie mandat do zajmowania się nie tylko inflacją, lecz także zatrudnieniem i wzrostem gospodarczym. Prezes FED musi myśleć nie tylko o inflacji, ale również o pozostałych skutkach swoich decyzji, a przecież nikt nie kwestionuje jego niezależności. W Europie zaś przejęto mechanicznie system niemiecki - że bank centralny odpowiada tylko za inflację, natomiast zrezygnowano z niemieckiego modelu powiązania bankowości z gospodarką.
I Stany Zjednoczone rozwijają się znacznie szybciej niż kraje Unii Europejskiej...
- Jeśli szef banku centralnego nie musi dbać o zatrudnienie i wzrost gospodarczy, to oczywiście łatwiej mu prowadzić politykę pieniężną. Przykręci śrubę, podwyższy stopy, a reszta go nie obchodzi. Balcerowicz jest w komfortowej sytuacji i wydaje się bardzo z siebie zadowolony. Ale co z tego, jeśli gospodarka leży, a ludzie nie mają pracy?!
Prezes Balcerowicz jest znany z tego, że nie przyjmuje żadnej krytyki.
- Bankowość jako taka nie może być ciałem wyobcowanym z gospodarki.
A może właśnie o to chodzi? Ostatnio w gospodarce światowej wyraźnie daje się zauważyć następujące zjawisko: finansjera kręci światem, bankom muszą ulegać już nie tylko pojedyncze państwa, lecz także większe organizmy, takie jak Unia Europejska. A przecież Komisja Europejska miała pomagać krajom wspólnie przeciwstawić się dzikiej, liberalnej globalizacji. Tymczasem dzieje się na odwrót: lobby finansowe zdominowało Komisję Europejską. Teraz popędza ona kraje członkowskie, by prędzej poddały się rządom banków.
- Instytucje finansowe działają obecnie w świecie, w którym utrudniona jest kontrola nad przepływem pieniądza. Pieniądz przepływa przez rachunki między instytucjami globalnymi. Na rynku buszują fundusze hedgingowe, zarabiające na zmianach kursów. Krugman, ekonomista amerykański, nazwał je "czarnymi charakterami współczesnej gospodarki". Lat temu już dziesięć napisano, że od 1986 r., gdy nastąpił tzw. Big Bang, czyli wielka deregulacja na rynkach finansowych, dokonana przez Margaret Thatcher, operacje finansowe wzrosły wskutek tego 60-krotnie. Teraz może już nawet 200-krotnie. To jest ta sfera, która ciągnie pieniądze i zarabia na obrocie nimi.
Jeśli ktoś zyskuje, ktoś traci. Kosztem czego kwitnie ten biznes?
- Kosztem różnych obszarów gospodarki realnej - nazywa się to kryzysami sfery realnej, ta spekulacja odbywa się bowiem na wtórnych rynkach. Tymczasem miejsca pracy tworzą tak naprawdę inwestycje na pierwotnym rynku, gdy przedsiębiorstwo emituje akcje czy obligacje, nabywa kapitał i właśnie dzięki temu tworzy miejsca pracy. Później jednak te akcje, które przedsiębiorstwo wyemitowało, żyją na wtórnym rynku, podlegają wielokrotnemu obrotowi na tym rynku, a firmy zarabiają na tym pieniądze.
Fundusze hedgingowe pożyczają papiery wartościowe po to, aby sprzedać je na rynku kapitałowym po aktualnej cenie, a później odkupić je taniej i oddać właścicielom. Matematycznie da się udowodnić, że ten mechanizm działania powoduje, iż taki fundusz ma zawsze zysk. To wynika z asymetrii informacji, o czym pisał prof. Stiglitz.
A zatem, żeby zarabiać, trzeba mieć dostęp do informacji?
- Niekoniecznie. Tu chodzi o "bezwładność informacji". Można zarobić, zanim na pewne informacje zareaguje rynek, bo cena zmienia się wolniej. I z tego powstaje zysk. Te fundusze zawsze będą zarabiać, po prostu na obrocie. I proszę zobaczyć: instytucje finansowe żyją ze spekulacji, a nie z pożyczania pieniędzy na rynku pierwotnym. W coraz większym stopniu banki przestawiają się na tego typu działalność, a powinny żyć z kredytów. Powinny brać nasze oszczędności i z nich udzielać kredytów - wtedy powstają miejsca pracy i gospodarka się rozwija. One natomiast wolą iść na łatwy zarobek, swoisty łup na wtórnych rynkach, a to nie tworzy miejsc pracy i w zasadzie nie ma nad tym kontroli.
Sądzę jednak, że nad tym można zapanować, nie wierzę, żeby nie było można. Tylko że trzeba by do tego koordynacji międzynarodowej. Musiałaby być wola polityczna dogadania się na poziomie światowym. Gdy nie ma kontroli, a na dodatek powstają raje podatkowe, to kto na tym korzysta? Właściciele tych banków i instytucji finansowych. Mogą to być np. amerykańskie fundusze emerytalne. Była kiedyś na kanale Planet taka dyskusja, w czasie której wypowiadali się francuscy ekonomiści. "Co nam z tego, że akcje France Telecom kupił amerykański fundusz emerytalny?" - pytali. "Przestajemy zarabiać, ceny rosną, a kto zarabia? Amerykański fundusz emerytalny!". Ludzie zaczynają to dostrzegać. Rządzący też muszą te rzeczy rozumieć.
Zapewne rozumieją. Obawiam się jednak, że w tej chwili rządy Stanów Zjednoczonych, Japonii, Komisja Europejska - wszyscy globalni gracze - są w rękach banków.
- Niestety. Czytałem niedawno, że demokraci amerykańscy byli mocniej wspierani przez instytucje finansowe niż republikanie, bo byli bardziej skłonni pójść im na rękę niż republikanie, którzy sami byli przedsiębiorcami i bankierami i mieli własne pieniądze. To taki paradoks.
Może coś by się zmieniło, gdyby do władzy doszli ludzie działający w realnej gospodarce?
- Wczoraj zajrzałem na stronę internetową resortu finansów, bo ciekaw byłem, jak rozstrzygnięto sprawę 50-procentowego podatku dla najbogatszych. Otóż Ministerstwo Finansów informuje, że na rok 2006 obowiązuje 40-procentowa, czyli stara stawka podatkowa, chociaż uchwalona została ustawa i przez krótki czas toczył się spór, co ministerstwo zrobi. Dla mnie było oczywiste, że ustawa, która nie mogła wejść w życie w 2005 r. na skutek decyzji Trybunału Konstytucyjnego, który zakwestionował brak vacatio legis, teraz, po upływie roku, może zacząć obowiązywać, bo warunek vacatio legis został już spełniony. Ustawa jest obowiązującym prawem, a tymczasem minister finansów Zyta Gilowska, wbrew prawu, zawiesiła ustawę! To świadczy, że minister finansów działa w interesie wąskiej grupy - tych, którzy mają najwyższe dochody. W innych krajach można wymierzyć najbogatszym podatek w wysokości 50 proc., a nawet 60 proc., jak w Holandii, tylko w Polsce nie można. W Polsce ci najbogatsi, którzy zarabiają po 400 tys. zł miesięcznie, są objęci parasolem ochronnym państwa, które zrobi wszystko, aby nie zapłacili podatku na rzecz środków publicznych. Naszego państwa nie stać na to, aby najbogatszych uprzywilejowywać! Nie trzeba ich specjalnie cisnąć, ale uprzywilejowywać nie ma potrzeby.
A zatem przełom w kierunku państwa solidarnego jeszcze nie nastąpił?
- Nie ma najmniejszej woli, aby to zrobić. Jeśli się proponuje takie dziwne konstrukcje podatkowe - 18 i 32 proc., likwidując wszelkie ulgi... Napisałem na ten temat artykuł polemiczny do "Rzeczpospolitej", ale odmówili publikacji. Jeżeli się zlikwiduje ulgi, to przy takich stawkach podatkowych większa część społeczeństwa, która płaci najniższą stawkę podatku, będzie bardziej obciążona niż dotąd. Obecnie dla 90 proc. podatników z pierwszej grupy realne opodatkowanie, przy zastosowaniu ulg, wynosi nieco ponad 13 proc., i to z ubezpieczeniem zdrowotnym.
Zyta Gilowska proponuje podwyższenie podatków?
- Oczywiście! Podwyższenie dla biedniejszych i średnio zamożnych, a obniżenie dla najbogatszych. To karygodne. W ramach solidarności ci bogatsi powinni więcej łożyć na cele publiczne niż biedniejsi. Jak ktoś zarabia 400 tysięcy, to nie ma powodu, aby od kwoty powyżej 50 tysięcy miesięcznie nie zapłacił większego podatku. Ale uważam, że powinien mieć też ulgi zwalniające z podatku kwoty, dzięki którym stworzył miejsca pracy.
A więc bez wymiany centrum decyzyjnego w sferze gospodarczej na Polskę solidarną nie ma co liczyć?
- Nie mam co do tego złudzeń.
Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Goss[/color]
Kilka faktów o profesorze Jerzym Żyżyńskim
Cytat:
dr hab. Jerzy Żyżyński, prof. UW, prof. WSEH w Skierniewicach
Dyscypliny KBN: organizacja i zarządzanie, ekonomia
Specjalności: finanse, matematyka finansowa, metody matematyczne, teoria mikro- i makroekonomii
Miejsca pracy, zajmowane stanowiska, pełnione funkcje: - Katedra Gospodarki Narodowej UW - prof.
- Wydział Socjologii i Zarządzania WSEH w Skierniewicach - prof.
Rozprawa habilitacyjna: - Pieniądz a transformacja, Uniwersytet Warszawski; Wydział Zarządzania, 1997
Promotor przewodów doktorskich: - 2002: Użyteczność modelu załamania koniunktury jako zjawiska krytycznego w zastosowaniu do polskiego rynku finansowego, Zalewska Mariola;
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tom dnia Śro 18:21, 31 Paź 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Svs
Dołączył: 27 Paź 2007
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łańcut
|
Wysłany: Sob 16:56, 27 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
prof. Jerzy Żyżyński napisał: | Ludzie, którzy nie rozumieją realiów ekonomicznych, chętnie poddają się tej prostej logice. |
Dziękuję, za te jakże interesujące słowa prostej, acz druzgocącej krytyki w imieniu wszystkich zwolenników wolnego ryku i neoliberalizmu. Jakże miło się dowiedzieć, że się nie rozumie realiów.
prof. Jerzy Żyżyński napisał: | Stąd mamy np. Centrum im. Adama Smitha. "Adam Smith wielkim ekonomistą był", jak to się mówi, ale jego wyznawcy zapominają o tym, że wierzył w prawa naturalne, przyjmował, że istnieje prawo dane od Boga i są przykazania Boże, które ludzie powinni respektować. |
Robert Gwiazdowski, prezes Centrum im. Adama Smitha napisał: | Adam Smith na Uniwersytecie w Edynburgu wykładał etykę. Antyreligijny liberalizm kontynentalny, który doprowadził do oderwania wolności od moralności i odpowiedzialności za własne postępowanie, nie jest tożsamy z liberalizmem jako takim. A twierdzenie, że pierwszy milion trzeba ukraść, żeby móc już uczciwie zarabiać następne, jakie przypisywano polskim liberałom na początku lat 90-tych XX wieku, nazywając ich „aferałami”, nie ma z klasycznym liberalizmem nic wspólnego. |
Rzeczywiście, sklerozę mają i zapomnieli...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ar0n
Dołączył: 24 Paź 2007
Posty: 376
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Sob 21:58, 27 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Zabrakło mi wytrwałości by przeczytać
W skrócie o Balcerku?
Dobry miał plan, w miarę pomógł.
Niezbyt dobrze sterowal bankiem, popełnił kilka decyzji złych (chociażby powinien wprowadzić banknoty 500 złotowe). ALe nie było tak najgorzej.
Zdaje się że gdziestam wykładał coś o tym, jak dobry jest komunizm.
Nie zgadzam się z jego ideałami, ale plan miał dobry jak już pisałem. I w sumie pomógł Polsce z tego co wiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Srogi Banan
Dołączył: 26 Paź 2007
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wioska Zaibatsu
|
Wysłany: Nie 22:36, 28 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Co ja pamiętam z lat młodości o tym panu? Balcerowicz musi odejść...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ar0n
Dołączył: 24 Paź 2007
Posty: 376
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Nie 22:48, 28 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Kto tego nie pamieta
Tomek, co sądzisz o Leszku B?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Malina
Dołączył: 28 Paź 2007
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Wysłany: Pon 15:00, 29 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Wiec:)
Jego pomysl czyli tkz "Plan Balcerowicza" były DOSKONALY( tylko mnie nie bijcie!!)
tyle ze....ta terapia szokowa byla za szokowa....to co wprowadzil tak potrzeslo polskim rynkiem ze ja cie dziekuje....z drugiej strony bylo to dobre bo z roku na rok moglo byc juz tylko lepiej...
mysle ze jest porzadnym i WYKSZTALCONYM w swoim fachu ekonomista(profesroem) bo inaczej nie jezdzilby po calym swiecie i dawal wykladow....
A NBP zarzadzal prawidlowo....no chyba ze o czyms nie wiem to mi Aaron podaj z checia poslucham bo jestem ciekawy.
Patrz trzy posty w górę, tam jest jedna z jego niezbyt dobrych decyzji - Ar0n
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
POzytywny Głogovianin
Dołączył: 27 Paź 2007
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ferencogród
|
Wysłany: Pon 21:25, 29 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
mi szkoda bylo Balcerowicza ze go tak atakowali.przeciez podjal sie naprawde trudnej misji jaka byla ewolucja z gospodarki socjalistycznej do kapitalistycznej.ciekawy jestem jakby sobie poradzili jego krytycy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tom
Administrator
Dołączył: 21 Paź 2007
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:34, 29 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Teraz artykuł trochę z innej bajki. Profesor Jerzy Robert Nowak przedstawia:
Leszek Balcerowicz - portret doktrynera
W najbardziej wpływowych mediach po 1989 r. konsekwentnie lansowano mit Leszka Balcerowicza jako swoistego tytana nowatorskiej myśli ekonomicznej. "Tytana" upowszechniającego jedynie słuszne poglądy na temat polskiej gospodarki, wbrew wrzaskowi różnych "populistycznych" dyletantów. W rzeczywistości Balcerowicz był przez wszystkie lata po 1989 r. jedynie posłusznym narzędziem w rękach sterujących nim zagranicznych globalistów typu George Soros. Z ogromnym oddaniem i konformizmem służył ich działaniom zmierzającym do opanowania kluczowych dziedzin polskiej gospodarki, przemysłu, bankowości.
Konformizmu uczył się już za młodu, pod "odpowiednim" wpływem ojca, dyrektora PGR-u. Już w młodości Leszek Balcerowicz dał szczególnie wymowny dowód umiejętności przystosowywania się do silniejszych, do tych, którzy dzierżyli władzę. Wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, i to w czasie, gdy partia ta była szczególnie mocno skompromitowana - w 1969 roku. Gdy odliczymy trwający rok obowiązkowy staż kandydacki, okazuje się, że Balcerowicz zgłosił się do PZPR tuż po bezwzględnym moczarowskim stłumieniu ruchów studenckich i tzw. kampanii antysyjonistycznej oraz po interwencji w Czechosłowacji. Miał wtedy 22 lata. Trudno więc tłumaczyć niedojrzałością jego decyzję wstąpienia do partii komunistycznej, którą podejmowali wówczas tylko najgorsi karierowicze. Ciekawe, jak tłumaczy ten pomarcowy zaciąg Balcerowicza do partii Bronisław Geremek, który przez lata był jego najbliższym współpracownikiem w Unii Wolności.
Początkowo przez blisko dziesięć lat Balcerowicz pracował w SGPiS pod kierownictwem Pawła Bożyka, szefa doradców ówczesnego pierwszego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Sam Bożyk, później złośliwie komentując wyjątkowo doktrynerskie poczynania Balcerowicza, mówił o nim, że był to jego jeden z najbardziej odległych od praktyki gospodarczej uczniów.
W latach 1978-1980 pracował w szczególnie antyreformatorskiej instytucji, za to prawdziwej szkole konformizmu - w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR.
W latach 90. ex post uczyniono z Balcerowicza rzekomego czołowego ekonomistę, wywodzącego się spośród opozycji solidarnościowej. W rzeczywistości przed latem 1989 roku nikt go za takiego nie uważał. Jeszcze w początkach 1989 roku Balcerowicza, mającego wówczas tylko stopień doktora, nie wzięto ani do 20-osobowego składu solidarnościowego w zespole ds. gospodarki i polityki społecznej przy Okrągłym Stole, ani do wspierającego go grona ekspertów (!!!). Próżno więc szukać jego nazwiska w informatorze "Okrągły stół. Kto jest kim. 'Solidarność' - opozycja. Biogramy, wypowiedzi", Warszawa 1989.
Wykonawca planu Sorosa
Swą przyspieszoną karierę w 1989 r., awans na wicepremiera i ministra finansów, Balcerowicz zawdzięczał tylko i wyłącznie protekcji prawej ręki premiera Mazowieckiego, jego zausznika - ekonomisty Waldemara Kuczyńskiego. Początkowo ofiarował się tylko z rolą doradcy Kuczyńskiego (por. L. Balcerowicz, "800 dni", Warszawa 1992, s. 10) i sam był zaskoczony swym nieoczekiwanym ogromnym awansem. Zawdzięczał go głównie temu, że kolejno odmówiły cztery pierwsze osoby, którym zaproponowano stanowisko ministra finansów we wrześniu 1989 r., a Balcerowicz urząd ten skwapliwie przyjął. Tym gorliwiej podjął się realizacji importowanego ze Stanów Zjednoczonych do Polski planu Sorosa-Sachsa, w Polsce funkcjonującego pod fałszywą nazwą "plan Balcerowicza".
W rzeczywistości cały plan był pomysłem słynnego amerykańskiego lewicowego miliardera George'a Sorosa, przybyłego z Węgier do USA giełdowego spekulanta żydowskiego pochodzenia. O tym, że cały rzekomy plan Balcerowicza był w istocie dziełem Sorosa, możemy dowiedzieć się również z bardzo nieostrożnej enuncjacji W. Kuczyńskiego, wspomnianego już zausznika Mazowieckiego, ministra przekształceń własnościowych w jego rządzie. Jak wyznał Kuczyński w książce "Zwierzenia zausznika" (Warszawa 1992, s. 82-83): "Soros przyjechał z planem reformy gospodarki polskiej, zwanym planem Sorosa. To była kombinacja szokowej operacji antyinflacyjnej z restrukturyzacją naszych firm". Balcerowiczowi jako wicepremierowi nadzorującemu polską politykę gospodarczą przypadło zaś tylko zadanie firmowania tego wszystkiego i uwiarygodniania polityki służącej gospodarczym celom Zachodu.
Celom tym służyła skrajnie doktrynersko realizowana polityka gospodarcza Balcerowicza, skupiająca się głównie na walce z inflacją, przy zaniedbaniu wysiłków na rzecz wzrostu gospodarczego i pobudzania polskiego eksportu. Jednym z najszkodliwszych elementów tej polityki było nastawienie na przyśpieszoną gruntowną prywatyzację polskiego przemysłu i banków, stanowiącą faktyczną wyprzedaż za bezcen.
Rzecznik terapii szokowej
Wielkie wsparcie dla Balcerowicza stanowiły zachęty do jak najszybszej terapii szokowej lansowane już latem 1989 r. przez współdziałającego z Sorosem amerykańskiego ekonomistę Jeffreya Sachsa. Reklamował on się w Polsce jako ten, który z dnia na dzień zwalczył w Boliwii ogromną inflację. Obiecywał tę samą skuteczną terapię w Polsce, zapominając uprzedzić, że jego boliwijski sukces dokonał się kosztem ogromnie wysokiego bezrobocia i buntu boliwijskich robotników, wprowadzenia w Boliwii stanu wyjątkowego i internowania przywódców związkowych. O tym wszystkim milczano w najbardziej wpływowych polskich mediach, tym chętniej za to nagłaśniając obietnice Sachsa łatwej, bezbolesnej i szybkiej terapii szokowej. Szczególnie kłamliwa pod tym względem była informacja w "Gazecie Wyborczej" z 24 sierpnia 1989 r., zamieszczona pod znamiennym tytułem: "Cud gospodarczy w Polsce?". Sachs obiecywał tam m.in.: "Likwidujemy całkowicie inflację w ciągu sześciu miesięcy. Stopa życiowa zacznie wzrastać za pół roku (...) Nie dajcie sobie wmówić, że radykalny program gospodarczy wymaga cierpień i wyrzeczeń".
Nader szybko miało się okazać, że realizowana przez Balcerowicza terapia szokowa doprowadziła do wielkiego pasma cierpień i wyrzeczeń przeważającej części społeczeństwa, z korzyścią dla gromady cwaniaków polskich i zagranicznych. Pisał o tym jednoznacznie bardzo ostry amerykański krytyk terapii szokowej, noblista z dziedziny ekonomii, prof. J. Stiglitz. Dzięki skokowym podwyżkom cen państwo zagrabiło wieloletnie oszczędności obywateli. Straciły ogromną część wartości zbierane przez wiele lat wkłady na mieszkania. Państwo zgarnęło przeważną część oszczędności dolarowych, szacowanych na koniec 1988 r. na 7-15 miliardów dolarów amerykańskich (por. S. Dąbrowski, Logika postkomunistów, "Nowy Świat", 13 stycznia 1993 r.). Przypomnijmy zapomniane już dane o rozmiarach podwyżek cen w 1990 r. Według tekstu "Gazety Wyborczej" z 29 stycznia 1991 r., opartego na danych GUS, średnie ceny w 1990 r. były sześcio-, siedmiokrotnie wyższe niż w 1989 roku. Przy tym chleb średnio podrożał 13 razy, makaron - 22 razy, ceny mebli, naczyń kuchennych, lodówek wzrosły 8-10 razy. Ceny podstawowych artykułów w wielu przypadkach stały się wyższe niż w krajach EWG. W tym samym czasie miesięczne wynagrodzenie mieszkańca Polski odpowiadało 2-3-dniowym zarobkom Francuzów lub Niemców.
Jak wielkie rozmiary przybrało skokowe zubożenie polskiego społeczeństwa w efekcie balcerowiczowskiej terapii szokowej, doskonale dokumentowała podstawowa wręcz książka o polityce społecznej wydana w 1995 r. pod redakcją prof. Juliana Auleytnera. Według niej, w samym tylko 1990 r. przeciętne płace spadły o 24 proc., realna wartość przeciętnej emerytury i renty - o 19 proc., a dochody netto z rolnictwa na 1 pracującego - o 63 proc. Rolników szczególnie dotknęło otwarcie przez Balcerowicza granic na produkty rolne z zagranicy, w dużej mierze dotowane przez rządy zachodnie i sprowadzane do Polski po dumpingowych cenach.
Dzięki wpływom starej nomenklatury tzw. plan Balcerowicza, szumnie reklamowany jako nowa, rewolucyjna wręcz reforma gospodarcza, był faktycznie tylko nową kolejną odmianą stosowanych przez rządy PRL "operacji dochodowo-cenowych". Z tą różnicą, że tamtych nie udało się zrealizować władzom ze względu na opory społeczeństwa. Balcerowiczowi zaś to wszystko powiodło się kosztem gigantycznego ograbienia społeczeństwa z oszczędności i bardzo dużego zubożenia wielkiej części ludności. Udało się dlatego, że mógł skorzystać z ogromnego poparcia społeczeństwa dla rządu Mazowieckiego. Naród zbyt łatwo zawierzył ówczesnemu kierownictwu Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, które twierdziło, że plan Balcerowicza to jedyny skuteczny program naprawy gospodarczej, niemający rzekomo żadnej alternatywy. Tak uzyskano przyzwolenie społeczne dla drastycznego planu gospodarczego, którego władzom PRL w żadnym razie nie udałoby się zrealizować ze względu na opór Narodu. Jak szczerze wyznawał na łamach "Prawa i Życia" 10 marca 1990 r. były minister handlu wewnętrznego w rządzie M. Rakowskiego, Marcin Nurowski, "realizacja takiego programu gospodarczego w naszym wykonaniu doprowadziłaby do gigantycznej awantury w kraju".
Skorzystała stara nomenklatura
Plan Sorosa-Balcerowicza zyskał entuzjastyczne wręcz wsparcie różnych byłych prominentów reżimu komunistycznego - od byłych ministrów PRL-owskich Nurowskiego i Mieczysława Wilczka, po byłego wicepremiera w rządzie Rakowskiego - Mieczysława Sekułę czy byłego rzecznika rządu Jaruzelskiego - Jerzego Urbana. Stało się tak nieprzypadkowo. Stara nomenklatura partyjna stanowiła trzon kadry kierowniczej w gospodarce, wprowadzającej plan Sorosa-Balcerowicza. Postarano się też o zablokowanie prawdziwie potrzebnych głębokich reform strukturalnych, od reformy banków począwszy, po restrukturyzację przemysłu, które mogłyby być niekorzystne dla starej kadry partyjnej. Tym żarliwiej wspierali za to mnożące się spółki nomenklaturowe. Zadbali również o możliwie jak najbardziej nieprecyzyjne i wadliwe przepisy w różnych dziedzinach, tak aby ułatwić dokonywanie różnych aferowych manipulacji (vide: afera FOZZ, afera z rublem transferowym, tytoniowa, ziemniaczana etc.). Balcerowicz ponosi lwią część odpowiedzialności za brak kontroli, który ułatwił dokonywanie afer przy współudziale osób usadowionych na wpływowych stanowiskach gospodarczych. Rzecz znamienna - w 1989 r. zniesiono karę konfiskaty majątku za nadużycia gospodarcze. Cwaniacy z zagranicy i wysoko uplasowani w aparacie gospodarczym ludzie starej nomenklatury świetnie wykorzystali do swych celów szanse spekulacji i drenażu dolarów z Polski dzięki utrzymywaniu przez półtora roku kursu dolara do złotego na sztywnym, niezmienionym poziomie.
Profesor Łukasz Czuma tak pisał o mechanizmie tych manipulacji w I tomie "Encyklopedii Białych Plam": "(...) jeśli ktoś z zagranicy wymienił 1 mln dolarów na złotówki, które następnie włożył na wysoki procent - np. na 150 proc. rocznie - do banku w Polsce, to przy stałym kursie wymiennym dolara do złotówki zyskiwał w ciągu roku 1,5 mln i mógł wywieźć z Polski 2,5 mln dolarów (...) nieprecyzyjne prawodawstwo, uchwalone przez Sejm 'kontraktowy', pozwoliło na takie operacje na podstawie działania m.in. tzw. oscylatora". Ocenia się, że z ówczesnej Polski wyparowały w owym czasie miliardy dolarów. Balcerowicza obciąża fakt, że nie zastopowano na czas różnych tego typu manipulacji.
Fachowcy z "Czerwonej oberży"
Dawni komunistyczni działacze byli siłą dominującą w superministerstwie gospodarczym kierowanym przez Balcerowicza - wszechwładnym resorcie finansów. Na najwyższych szczeblach tego ministerstwa zastępcami w randze wiceministrów byli, obok bezpartyjnego (choć dawniej członka PZPR) Marka Dąbrowskiego, trzej wiceministrowie z PZPR: Janusz Sawicki, Andrzej Podsiadło i Jerzy Napiórkowski. Ogromną część dyrektorów i naczelników stanowili również członkowie PZPR. Podobnie układały się stosunki w innych resortach gospodarczych podległych Balcerowiczowi, gdzie PZPR-owcy stanowili dominującą część kierownictw ministerstw. Szczególnie wymowna była sytuacja w obsadzie pozycji w tak kluczowej sferze życia gospodarczego jak banki. Dominowały tam bez reszty postacie ze starej PZPR-owskiej nomenklatury typu były członek Biura Politycznego KC PZPR, a w 1990 r. prezes Narodowego Banku Polskiego Władysław Baka czy były minister rządów PRL-owskich, a w 1990 prezes Banku PKO Marian Krzak.
Zdecydowana większość tych marksistowskich "fachowców" skupionych wokół Balcerowicza wywodziła się ze Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, która przez lata była potocznie nazywana wielce zasłużonym mianem "Czerwonej oberży". Była bowiem jako uczelnia prawdziwą "czerwoną kuźnią kadr", jak wspomniał Adam Glapiński w książce "Lewy czerwcowy". Nieprzypadkowo tak świetny obserwator anomalii życia gospodarczego jak Stefan Kisielewski (Kisiel) ostro wytykał na jesieni 1990 r. Balcerowiczowi, jako jeden z największych jego błędów, skrajną tolerancję wobec starej komunistycznej nomenklatury. W wypowiedzi z 20 września 1990 r. Kisiel stwierdził: "(...) sądziłem, że nasza reforma zacznie się od usunięcia tej właśnie nomenklatury: ludzi, którzy na drodze do kapitalizmu mogą być jedynie zawalidrogami. (...) Balcerowicz mógł te osoby usunąć metodą rewolucyjną, zaraz w styczniu, za jednym zamachem-dekretem. Tymczasem nie uczynił tego i nomenklatura nadal istnieje" (cyt. za: "Testament Kisiela", Poznań 1992, s. 53).
Kisiel nie docenił podstawowej przyczyny utrzymania ludzi z "Czerwonej oberży" na kluczowych stanowiskach wokół Balcerowicza. Ten teoretyk, niemający zielonego pojęcia o praktyce funkcjonowania gospodarki, był wprost niewolniczo uzależniony od swych PZPR-owskich pomagierów. Byli oni wielce usłużni wobec Balcerowicza, ale nie bezinteresownie. Zajmując kierownicze stanowiska, wykorzystywali dostęp do najtajniejszych informacji gospodarczych w celu przyśpieszonego tworzenia fortun dla siebie i "kolesiów" w ówczesnych "przełomowych" czasach. Jeszcze w maju 1995 r. Lech Kaczyński jako szef NIK tak mówił o różnych przejawach zdominowania węzłowych punktów gospodarki przez ludzi starej partyjnej nomenklatury: "Banki i Ministerstwo Finansów - gdzie do dziś w lwiej części kierownicze stanowiska zajmują ludzie dawnego systemu, na przykład prezes Pekao SA Marian Kanton i jego zastępca Janusz Czarzasty, Bogusław Kott - prezes Big Banku, Krzysztof Szwarc - prezes Banku Rozwoju Eksportu, czy też Andrzej Wróblewski - przewodniczący Rady Nadzorczej Banku Śląskiego, minister finansów w rządzie Mieczysława Rakowskiego. To tylko niektóre przykłady. To wszystko - jeśli można tak powiedzieć - 'zawodnicy z jednej drużyny'. Tych ludzi nigdy nie wymieniono, mimo że od 1989 roku minęło 6 lat" (z wywiadu L. Kaczyńskiego dla "Gazety Wyborczej" z 29 maja 1995 r.). Balcerowicza obciąża fakt, że w czasie swego panowania nad resortem finansów wyraźnie nie zrobił niczego, aby wymienić różnych PZPR-owskich prominentów na młodych zdolnych fachowców spoza układów. Ani przez chwilę nie pomyślano też o wykorzystaniu w celu reformowania polskich finansów licznych wybitnych polonijnych fachowców od gospodarki i bankowości.
Serwilizm wobec Zachodu
Związki Balcerowicza z komunistami były gorąco wspierane przez najbardziej wpływowe zachodnie kręgi gospodarcze. Nader wymowne pod tym względem było zachowanie amerykańskiego protektora Balcerowicza - Jeffreya Sachsa. W wywiadzie dla komunistycznej "Polityki" z 6 stycznia 1990 r. Sachs wystąpił z jednoznacznym gorącym poparciem dla byłego członka Biura Politycznego KC PZPR prof. Władysława Baki, wówczas prezesa Narodowego Banku Polskiego. Określił go jako prawdziwego gwaranta "twardej, prowadzonej żelazną ręką polityki kredytowej". Jak akcentował J. Sachs: "Odkąd prezesem NBP został profesor Baka, są coraz liczniejsze dowody, iż NBP staje się prawdziwym bankiem centralnym. Przedsiębiorstwa gorączkowo poszukują kredytów w bankach komercyjnych, te zwracają się do NBP, a Baka mówi - nie". Dodajmy, że w tym samym czasie "dziwnym trafem" różne zarządzane przez komunistów spółki mogły liczyć na szybkie kredyty. A do tego doszła i taka "gratka", jak wynegocjonowana przez M.F. Rakowskiego "pożyczka moskiewska".
Wpływowe zachodnie, a zwłaszcza amerykańskie, kręgi gospodarcze, a także MFW, gorąco popierały "dogadanie się" z czołowymi komunistami w Polsce (i na Węgrzech) w oparciu o zabezpieczenie sobie nawzajem realizacji podstawowych celów na zasadzie wzajemności. Dla przywódców komunistycznych celem tym było utrzymanie w swych krajach centralnych pozycji, zwłaszcza w życiu gospodarczym, w okresie po rozpoczęciu transformacji systemowych. Dla przedstawicieli zaś Zachodu najważniejsze w Europie Środkowej było dalsze spłacanie odpowiednio oprocentowanego zadłużenia z czasów komunistycznych. Jak zwykle dla Zachodu pieniądz (money, money...) miał dużo większe znaczenie niż względy moralno-wolnościowe. Stąd na przykład wynikało ogromne poparcie prezydenta G. Busha (ojca obecnego prezydenta USA) dla kandydatury W. Jaruzelskiego na prezydenta Polski w lipcu 1989 roku. (Bush przebywał w Polsce na tydzień przed wyborem Jaruzelskiego i skutecznie naciskał na kierownictwo OKP w sprawie uratowania jego kandydatury).
Balcerowicz nieprzypadkowo stał się głównym gwarantem spłaty polskiego zadłużenia wobec Zachodu. Jeszcze w 1989 r. stanowczo stwierdził w Sejmie, że trzeba jak najszybciej spłacać komunistyczne długi, aby nie wywołać zaniepokojenia zachodnich bankierów. Rzecz w tym, że właśnie w latach 1989-1990 istniała bezpowrotnie zmarnowana przez Balcerowicza szansa całkowitego anulowania polskich długów wobec Zachodu. Pisał o tym w kwietniu 1991 r. na łamach "Ładu" Witold Gadomski, skądinąd jeden z czołowych liberałów (!) w polskim środowisku ekonomicznym (później poseł KLD, redaktor naczelny "Gazety Bankowej", a wreszcie współpracownik "Gazety Wyborczej"): "Sprzyjająca dla Polski koniunktura międzynarodowa, która pojawiła się na wiosnę 1989 roku i trwała mniej więcej przez rok, pozwalała myśleć o uregulowaniu zadłużenia naszego kraju. Potrzebna była do tego dobra wola naszych wierzycieli i organizacji międzynarodowych (Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. (...) Polska, jak wszyscy dłużnicy, chciałaby traktować swój dług w kategoriach politycznych. Ma przy tym większe niż inne kraje ku temu powody. Przede wszystkim dług nasz został zaciągnięty przez państwo niesuwerenne - PRL, którym rządziła wąska grupa ludzi posłusznych ZSRR. Polska pierwsza pozbyła się komunistycznych rządów, przyczyniając się do rozpadu całego systemu. Daliśmy w ten sposób Zachodowi prezent, oszczędzając mu miliardy dolarów, wydawanych wcześniej na obronę przed komunistami. Argumenty te miały szanse trafić do przekonania polityków zachodnich, a musimy pamiętać, że większość naszego długu została przejęta przez rządy, prywatnym bankom jesteśmy winni niewielką część z 50 miliardów. Niestety, koniunktura szybko minęła".
A koniunktura minęła głównie ze względu na całkowitą niechęć Balcerowicza do zajęcia się tą sprawą. (O zmarnowaniu szansy anulowania polskich długów piszę szerzej w książce "Zagrożenia dla Polski i polskości", Warszawa 1998, t. II, s. 26-30, powołując się m.in. na wystąpienia w tej sprawie prof. S. Kurowskiego, S. Kisielewskiego, J. Gościmskiego, S. Albinowskiego).
Usłużność Balcerowicza wobec MFW i czołowych przedstawicieli amerykańskiego establishmentu przyniosła mu ogromne profity w grudniu 1990 r., po druzgocącej przegranej jego szefa T. Mazowieckiego w wyborach prezydenckich. Zaledwie w kilka dni po tej klęsce, bo już 19 grudnia 1990 r., amerykański ambasador w Warszawie Thomas W. Simmons ostentacyjnie poprosił o oficjalne spotkanie z Balcerowiczem. Miało to najwyraźniej za cel wyeksponowanie amerykańskiego poparcia dla jego osoby. Simmons, jako ambasador w Warszawie, cieszył się ogromnym poparciem prezydenta G. Busha. Zdzisław Najder odnotował w swych wspomnieniach skandaliczne wprost zalecenie prezydenta G. Busha, gdy zwracając się do polskiej delegacji w Białym Domu, przykazywał: "I słuchajcie, co nasz ambasador mówi, że macie robić". Zaczęły się mnożyć również naciski innego typu. Z błyskawiczną pomocą pospieszył Balcerowiczowi wciąż serwilistycznie wykonujący amerykańskie polecenia Jan Nowak-Jeziorański, "kurier z Waszyngtonu".
Wykorzystując kompletną niewiedzę Wałęsy w sprawach gospodarczych, straszył go i innych polityków polskich, jakim to niebywałym nieszczęściem dla Polski stanie się rzekomo odejście Balcerowicza. W wywiadach udzielanych prasie Nowak posuwał się do wszelkiego rodzaju szantażów. Dosłownie robił wszystko, co tylko możliwe, by zastraszyć Polaków w kraju groźbą utraty wszelkich szans na pomoc od Zachodu w przypadku odsunięcia Balcerowicza od władzy nad polską gospodarką. Na przykład w wywiadzie dla "Życia Warszawy" z 21 grudnia 1990 r. Nowak-Jeziorański stwierdził, że: "Nie da się utrzymać pomocy z zagranicy bez utrzymania Balcerowicza".
Zachodnie naciski na rzecz utrzymania dominacji Balcerowicza w polskim życiu gospodarczym miały gruntowne uzasadnienie w fakcie jego ogromnej usłużności wobec różnych zachodnich lobby finansowych. I to nie tylko amerykańskich. Na przykład członkiem Rady Ekonomicznej, tak znaczącego ciała doradczego przy prezesie Rady Ministrów, był w 1990 r. ówczesny gubernator banku centralnego Izraela Michael Brun. Człowiek ten był wtajemniczony w najgłębsze tajniki naszej gospodarki, takie jak zmiany kursu złotego do dolara - wiadomość na wagę złota dla spekulantów. W liście do Balcerowicza wysuwał on swoje sugestie w tej sprawie. Kto nie wierzy, niech zajrzy do książki Balcerowicza "800 dni". Czy za takie zjawiska, jak dopuszczenie wpływowego cudzoziemca do kluczowych polskich tajemnic finansowych, nie należało postawić Balcerowicza przed Trybunałem Stanu?
Bałagan w Ministerstwie Finansów i bankowości
Balcerowicz, jako wicepremier i minister finansów, był szczególnie mocno odpowiedzialny za niebywały bałagan w podlegającym mu resorcie. Jakże wymowne pod tym względem i szokujące zarazem były informacje zawarte w zamieszczonym 18 sierpnia 1991 r. w "Tygodniku Gdańskim" wywiadzie z dyrektorem Anatolem Lawiną, wysokim urzędnikiem Najwyższej Izby Kontroli. Powiedział w nim m.in.: "Najdramatyczniejsze i najbardziej niebezpieczne jest - używając języka więziennego - dojście do 'przekrętów' finansowych i to na wielką skalę. Tak jest w bankach, przedsiębiorstwach handlu zagranicznego, w Ministerstwie Współpracy z Zagranicą. A Ministerstwo Finansów? Nie znam żadnej sprawy, która by była tam rzetelnie udokumentowana i załatwiona... Ministerstwo Finansów robi wszystko, by zatuszować sprawę nadużyć i bałaganu".
Kierownictwo resortu finansów z L. Balcerowiczem na czele było bezpośrednio odpowiedzialne za fatalne zaniedbania w funkcjonowaniu systemu bankowego, który już w 1989 r. powszechnie oceniano jako skandaliczny (por. np. wywiad z prof. Antonim Kuklińskim dla "Życia Warszawy" z 9 grudnia 1989 r.). Co więcej, sam wicepremier Balcerowicz dawno przyznał, że "system bankowy jest przedmiotem uzasadnionej krytyki". Potem jednak minęły miesiące, wreszcie rok, a potem znów kolejne miesiące bez naprawy tego fatalnego systemu, aż wreszcie doszło do afery Art. B, która obnażyła wszystkie skutki opóźnienia reformy bankowości polskiej.
Przypomnijmy tu tak zapomniany dziś fakt, że w 1991 r., pod koniec gospodarczej dyktatury Balcerowicza, powszechnie mówiono o jego odpowiedzialności za fatalny stan funkcjonowania systemu bankowego. W tej prawie z ostrą krytyką pod adresem ministra finansów wychodzili nawet czołowi liberałowie z partii Jana Krzysztofa Bieleckiego. Warto choćby przypomnieć, co mówił wówczas na temat Balcerowicza obecny przywódca PO Donald Tusk. Otóż, wypowiadając się w imieniu KLD w początkach 1991 r., Tusk stwierdził, że liberałowie mają obiekcje do działalności Balcerowicza jako "ministra finansów, zwłaszcza z powodu dysfunkcjonalości systemu bankowego" (!) (cyt. za: T. Roguski "Liberałowie liczą na sukces", "Rzeczpospolita", 4 września 1991 r.). Dziś ten sam Tusk dosłownie idzie w zaparte, by wybronić wszelkie przejawy działań Balcerowicza.
prof. Jerzy Robert Nowak
I jeszce co do wypowiedzi Karola.
To, że ktoś jest zapraszany na wykłady za granicą, nie musi wcale znaczyć, że jest dobrym ekonomistą.
Przykład. Bartoszewski był zapraszany na wykłady (do Niemiec i Izraela), a na stosunkach międzynarodowych znał się jak na zarządzie PLL LOT
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Malina
Dołączył: 28 Paź 2007
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Wysłany: Pon 22:33, 29 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
JUZ DLUZEJ TEGO SIE NIE DA ZNIESC.....przepraszam bardzo ale juz mam dosc tego seryjnego obrazania pana prof. Bartoszewskiego przez ludzi popierajacych PiS to jest naprawde wielki czlowiek i nie wiem dlaczego tak sie zachowujecie wobec niego.... Co do banknotow 500zl to ni ejest moim zdaniem jakis OGROMNY blad A to jak mieszacie ciagle z blotem pana Bartoszewskiego to mi bokiem wylazi....:/ :/
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ar0n
Dołączył: 24 Paź 2007
Posty: 376
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Wto 18:24, 30 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Cytat: | jakis OGROMNY blad |
I co ciekawe nie jedyny.
Ciekaw jestem jak by Ci przyszło płacić załóżmy stutysięczny podatek jakbyś miał dostępne jedynie złotówki.
A Pan Profesor Bartoszewski bardzo spadł w moich oczach, to co ostatnio robi wprawia mnie w niesmak
"chcę umrzeć w demokracji" i podobne pierdoły. Albo przychodzenie na wybory w moherowym berecie.
Demencja starcza?
Zresztą nieważne. Temat jest o Balcerowiczu i radzę się tego trzymać. Ja doceniam jego plan, chociaż jako prezes banku popełnił wiele błędów.
Chociaż w sumie i tak wychodzi jak dla mnie na +
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Malina
Dołączył: 28 Paź 2007
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Wysłany: Wto 20:07, 30 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
I to najwazniejsze!! Mom zdaniem tez wychodzi na + dlatego go cenie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ar0n
Dołączył: 24 Paź 2007
Posty: 376
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Wto 20:12, 30 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Ale takie lekkie + wg mnie
Można to było zrobić lepiej. Można było też gorzej. W każdym razie, głęboko niezgadzajac się z poglądami politycznymi pana Balcerowicza z jednej strony, doceniając jego wkład, wiedzę i profesjonalizm z drugiej, mogę szczerze i otwarcie powiedzieć, że odegrał znaczną rolę w Polskiej polityce lat 90 ubiegłego stulecia, co ma wpływ i na dzień dzisiejszy.
Czy jego reformy były dobre pozostawiam waszemu uznaniu.
Ja uważam że na + choć mogły być lepsze (wiem, czepiam się).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|